sobota, 26 lutego 2011

Nie płaczcie matki, to nie na darmo?

Na Cmentarz Bródnowski wchodzimy z U. z reguły od Odrowąża. Jesteśmy tam często – najpierw odwiedzamy mojego dziadka, potem idziemy do rodziców i brata mojej babci. Po spotkaniu z rodziną droga wolna – kiedy nie mamy nic pilnego w planach, najczęściej spacerujemy sobie alejkami i patrzymy na płyty nagrobne. Czasem, choć zdarza się to rzadko, bo miejsce położone jest daleko, dochodzimy do  Pomnika Więźniów Politycznych Straconych w Latach 1944-1956. W miejscu tym przez wiele lat skrycie grzebane były osoby zamęczone w ubeckich katowniach. Rodziny nie otrzymywały informacji o miejscu pochówku, a miejsce w żaden sposób nie było oznaczone. Wręcz przeciwnie -  ówczesna władza zadbała o to, żeby było tam wysypisko śmieci i szalety. O tym, co kryje to miejsce, rodziny ofiar dowiedziały się dopiero w latach siedemdziesiątych. W latach osiemdziesiątych usunięto szalety i postawiono brzozowy krzyż, który jednak szybo został zniszczony. Pomnik został odsłonięty w 2001. Oglądam sobie czasem zdjęcia z tej uroczystości, czytam relacje. Twarze osób, które przeszły przez stalinowskie więzienia, wypowiedzi rodzin. „Tatusia zamordowano w ’45. Wychowywał nas w duchu patriotycznym. Wszyscy byliśmy w Szarych Szeregach” – staram się trzymać prosto, ale kiedy słyszę tą delikatną pieszczotę w wypowiadanym słowie „tatuś”, tę tęsknotę i żal, coś mi się skręca w węzeł.

Wczoraj nawet nie usiłowałam go rozsupłać, płakałam jak dzieciak, kiedy oglądałam scenę nocnego pochówku osób zamordowanych w gdyńskiej masakrze Grudnia ’70.  Film „Czarny czwartek” główną bohaterką czyni  żonę jednego ze stoczniowców – jesteśmy z nią od pierwszego do ostatniego kadru. Ta rodzina to nie „wrogowie systemu” – ot, zwykły chłopak i dziewczyna z trójką dzieci i nowym mieszkaniem, w którym a to pomalować szafkę trzeba, a to rozwiesić pranie w suszarni. A o polityce dowiedzieć się z słuchanego radia. Jednak ta polityka otwiera drzwi ciężkim kopniakiem, kiedy chłopak pakując do kieszeni kanapki leci na pociąg, a potem ginie zastrzelony na gdyńskim peronie.  Ten film nie pozostawia złudzeń – mogłeś żyć na uboczu, po swojemu, zajęty rodziną i domem, a i tak oni cię złapali i zadeptali. A potem twoją rodzinę nazwali bandytami. Ot, tak.  

Ten film pokazał coś jeszcze – to, jak brudziło uwikłanie w system po stronie władzy. I chociaż U zwróciła mi uwagę, że jest to chyba jeden z nielicznych filmów o naszej współczesnej historii, w której występują postaci względnie pozytywnych przedstawicieli systemu – jakiś pomagający milicjant, czy przedstawiciel prezydium z ludzkim podejściem, to jednak boleśnie widać, że są w historii takie chwile, gdzie nie wystarczy być względnie pozytywnym, bo historia w takich momentach nie lubi względności i staje się jak stal dosłowna i precyzyjna w ocenach. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Owszem, każdy pewnie zna opowieści o dobrych Niemcach podczas II wojny światowej, ale to w niczym nie zmienia faktu, że stali oni po stronie zbrodni. Ich wątpliwości i porywy serca to za mało. Jest czas, w którym nie można stać po obu stronach barykady. Tego pomagającego milicjanta szarpał za klapy płaszcza sanitariusz w szpitalu krzycząc, że ma ręce zdrętwiałe od noszenia trupów. I tak, to były realne trupy, a chęć pomocy ze strony tego milicjanta stała się nagle niewidoczna i nierealna. Bo przyszła za późno – wtedy, kiedy te trupy już dawno leżały w kostnicy. Jednak to nie milicjant wydal rozkaz strzelania do ludzi, wydali go inni ludzie w innym miejscu. Narada u Gomułki również znalazła swoje miejsce w tym filmie – pokazała go zmęczonego, zdającego sobie chyba sprawę z własnego upadku i zbliżającego się końca kariery. Pokazała z całą obrzydliwością zepsucie tego ustroju, zepsucie tych ludzi, z których nikt nie reaguje, kiedy ogłaszana jest decyzja o użyciu broni.

Ten film jest moim zdaniem lekturą obowiązkową. Aby pamiętać. Na przykład o tym:

1945-1947 – Wojciech Jaruzelski bierze udział w zwalczaniu polskiego podziemia niepodległościowego.

1970 – Wojciech Jaruzelski jako minister obrony narodowej bierze udział we wspomnianym spotkaniu u Gomułki.

2010 – Wojciech Jaruzelski zostaje zaproszony przez Prezydenta RP na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Nie płaczcie matki, to nie na darmo?

Brak komentarzy: